środa, 29 stycznia 2014

Tożsamość street-artu: Globalna czy lokalna?

Czym tak naprawdę jest street art? Naściennymi „bazgrołami” stworzonymi przez grupy zdesperowanych i znudzonych nastolatków czy sztuką uliczną tworzoną przez ludzi z pasją, dla których nie ma miejsca w przeciętnych muzeach, chcących w ten sposób pokazać swój sposób postrzegania świata szerszemu gronu odbiorców? Odpowiedzi na to pytanie byłoby wiele, bowiem street-art ma spore grono zwolenników ale również przeciwników. Zacznijmy od wyjaśnienia pojęcia "street-artu", żeby się przygotować sięgnęłam do wszystkowiedzącej Wikipedii i dowiedziałam się, iż jest to dziedzina sztuki tworzona w miejscu publicznym, cóż za imponujące odkrycie, czytałam dalej.. termin ten zawiera w sobie Graffiti, którego się często używa by odróżnić "aktywność artystyczną" od wandalizmu, i tu się tworzy przestrzeń dla spekulacji. Czy graffiti  jest wandalizmem, czy jest to wyrażanie swoich emocji na kawałku muru, budynku, najczęściej nielegalnie; bez jakiejkolwiek zgody lokalnych władz, czy zwyczajnie właściciela danego obiektu?! A może jest to coś więcej, zjawisko nie ograniczające się tylko do przestrzeni lokalnej. Być może nie zdajemy sobie sprawy z ogromu street-artu, utożsamiając go jedynie z wspomnianym wcześniej graffiti . Im więcej na ten temat czytałam, tym bardziej uświadamiałam sobie, iż tak naprawdę nasza wiedza dotycząca tego zjawiska jest znikoma. Nie tylko ja mam problem z tym zagadnieniem, bowiem natknęłam się na książkę pt. „Street-art. Między wolnością a anarchią”. W której były zawarte eseje historyków i krytyków sztuki oraz architektów, z udziałem socjologów, kulturoznawców, prawników czy nawet badaczy mediów. Dzięki tej książce zdałam sobie sprawę, ze złożoności zjawiska jakim jest street-art, z możliwości jego wielopłaszczyznowej interpretacji.


Skoro street- art jest  aktywnością artystyczną, dlaczego autorzy nie chełpią się swoimi dziełami, dlaczego większość z nich jest anonimowa? W głowie mam milion pytań które chciałabym zadać, ale z odpowiedzią na nie miałabym raczej problem. Czytając i przeglądając strony dotyczące tego zagadnienia, dowiedziałam się że jest wiele rodzajów street-artu : Scratching polega na wydrapywaniu napisów za pomocą wszelakich przedmiotów. Jest to metoda bardzo trudna do usunięcia, ale także czasochłonna, więc jest kojarzona z aktem wandalizmu. Każdy nie raz natknął się na Writting, czyli napisy ścienne które są wszechobecne. Dla mnie wszystkie są podobne, ale ponoć każdy grafficiarz próbuje wypracować swój niepowtarzalny styl. Najwięcej mówi się na temat prac dotyczących rasizmu, różnic wyznaniowych czy spraw politycznych. Wielu graficiarzy posługuje się szablonami, za pomocą których przenoszą wymyślone uprzednio przez siebie wzory na wybrany kawałek muru. Sięgając do historii Polski, możemy sobie przypomnieć, iż podczas walki z okupantem, młodzież, umieszczała na ścianach np. znaki kotwicy czyli Polski Walczącej–był to idealny sposób na zwrócenie uwagi. Od tamtego czasu naprawdę niewiele się pod tym względem zmieniło. Autorzy street-artu usiłują zwrócić naszą uwagę na ważne aspekty kulturowe, różnice wszelkiego rodzaju, często wiąże się to z pytaniami: gdzie się kończy sztuka a zaczyna wandalizm. Idealnym przykładem jest  Banksy-brytyjski artysta, który zasłynął z prac robionych właśnie metodą szablonu, niemal zawsze dotyczących istotnych problemów społecznych i kwestii politycznych, które można traktować jako swoisty odautorski komentarz a jednocześnie nie zaprzeczalnie rodzaj sztuki. Jego prace znajdziemy w  Londynie, ale także w innych miejscach na świecie, ich wydźwięk jest raczej antywojenny, antykapitalistyczny i pacyfistyczny. Początkowo jego postać  kojarzyła mi się z relacjami z mediów, bowiem w pewnym czasie było o nim bardzo głośno, ale więcej na jego temat dowiedziałam się z filmu-„Wyjście przez sklep z zabawkami”. I tu pojawia się pytanie: czy street-art zaliczylibyśmy do tożsamości raczej lokalnej czy może globalnej? 




Skoro mowa o nim nie tylko w branżowych magazynach, portalach o sztuce, ale nawet zwykłych codziennych wiadomościach. Kilka lat temu, gdy w prasie pojawiły się doniesienia o tym, że artysta namalował obrazy na murze dzielącym, Palestynę i Izrael- dwa państwa będące zwaśnione od lat, za sprawą konfliktu terytorialnego. Jedna z grafik przedstawiała dziecko, które zabawkową łopatką wykopało dziurę w murze. Rozpoczęła się publiczna nagonka oraz wiele spekulacji, dotyczących słuszności dzieł i miejsca. Podobną reakcję wywołał, nagi mężczyzna zwisający z parapetu  okna, ukrywający przed mężem swojej kochanki, na ścianie Sexual Health Clinic Street w centrum Bristolu, pomimo iż miejskie władzę chciały usunąć dzieło, opinia publiczna przegłosowała jego pozostawienie wynikiem 97%. Rozgłos Banksy’ego wzrastał, gdy w LA stworzył swój pierwszy wernisaż, zawrzało,  pomalowanie słonia(a raczej upodobnienie go to naściennej tapety) wywołało przeróżne odczucia:  śmietanka towarzyska Hollywood była oczarowana pomysłem, natomiast obrońcy praw zwierząt się oburzyli – rozpętała się kolejna burza medialna z udziałem tego artysty. Wzrost jego popularności czynił ze street-artu, sztuki tworzonej bez pobudek finansowych,  sztukę może nie komercyjną, ale na pewno komercji bliską. Prace Banksy’ego zaczęły przybierać horrendalne kwoty na aukcjach, „gwiazdy” a nawet mecenasi sztuki pragnęli posiadać jego działa w swoich kolekcjach. Sztuka street-artu zaczęła przybierać inny kształt. Film wspomniany przeze mnie wcześniej idealnie pokazuje jak to wszystko się zaczynało, jak ten rodzaj sztuki wpasowywał się w nasze codzienne życie i otoczenie. Jak z rangi lokalnego przybierał postać globalną.


Kolejnym przykładem jest film pt. „Twarze” który przedstawia nam projekt francuskiego artysty o pseudonimie JR oraz szwajcara Marco .Którzy z odległości około  10 cm, zrobili zdjęcia twarzy wybranych(41) Izraelczyków i Palestyńczyków reprezentujących różne zawody, grupy społeczne by następnie rozwiesić zdjęcia w najbardziej newralgicznych punktach Palestyny i Izraela. Film idealnie pokazuje reakcje ludzi, zmaganie z rozróżnieniem, kto tak naprawdę jest muzułmaninem a kto żydem na ukazanych zdjęciach. Nastroje mieszkańców obu narodów są napięte, wszyscy zgodnie twierdzą, iż mur należy zburzyć. Śmiech wyzwolony przez JR, karykaturalnymi zdjęciami rabina, imana i księdza, przełamuje w pewien sposób „mur” wrogości między graniczącymi ze sobą narodami. Film nam uzmysławia w jakim koszmarze żyją ci ludzie, marząc o podstawowych rzeczy jak praca, jedzenie czy dach nad głową. Street-art nagle przybiera inną postać, jego rola nie ogranicza się tylko i wyłącznie do pokazywania sztuki innym, ona ma uświadamiać. Z początkowo prostej ulicznej sztuki, buntu, chęci wrócenia lokalnej uwagi na problem lokalny, przybiera rangę globalną, uczy nasz szacunku do tego co mamy. Podążając za tą myślą, czy nazwałabym teraz street-art wandalizmem- na pewno nie. Myślę, że stworzenie takiego projektu w tak kontrowersyjnym miejscu, pokazuje siłę tej sztuki, a za razem jak jest ona potrzebna. Czy gdybyśmy wystawili te zdjęcia w jednej z londyńskich, czy nowojorskich galerii sztuki, to miała by taki wydźwięk? – wątpię. Ci ludzie nie myślą o tym, aby udać się do galerii, żyją raczej w ciągłej walce o poprawę stanu życia.
Street-art dla niektórych sztuka naszej epoki, sztuka dla mas, dla innych wandalizm, „bazgroły”, niszczenie mienia publicznego. Zadajmy sobie jeszcze raz to pytanie: czy jest to sztuka na miarę globalną czy może raczej lokalną. Podałam jedynie dwa przykłady, ale według mnie idealnie obrazujące skalę street- artu. Wszelkiego rodzaju festiwale równie dobrze pokazują ogrom przedsięwzięcia, ludzie z różnych rejonów świata, zjeżdżają się po to by zmienić kawałek zwykłej, brudnej, ściany w coś niezwykłego.Street-art tak powszechny jak kontrowersyjny. Skala tego przedsięwzięcia jest nie do końca znana, każdy ma możliwość wypróbowania swoich sił na skrawku muru. Podróżując chcąc nie chcąc widzimy wiele prac, często zastanawiając się :dlaczego ktoś tak oszpecił ten budynek, czasem jednak któreś z dzieł zwróci naszą szczególną uwagę, zaprze dech w piersiach.Street-art jest wszechobecny i jak wiele rzeczy można go podzielić na dwie klasy: ambitny i  nic niewnoszący. Jednym może się to podobać, innym nie, ale trzeba pamiętać o granicy między sztuką a wandalizmem, ponieważ jest ona bardzo cienka.





Jeden z projektów JR możecie obejrzeć Tutaj